poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Pepa - świnka z klasą!


Pamiętacie sympatyczną świnkę Pepę, którą ogłaszaliśmy jakiś czas temu? Szukała domu i mieszkała w zawierciańskiej stajni...dzięki Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! jest już w nowym domku, w schronisku w Korabiewicach!



A oto historia Pepy:)

Cześć,
Znamy się tylko z FaceBooka, a ponieważ jestem bardzo towarzyszka, to się przedstawię: Cześć, mam na imię Pepa! Choć zajmującysię mną człowiek woła na mnie po prostu Świnka, to dzieci, z którymi się kiedyś bawiłam i chodziłam na spacery nazwali mnie Pepa (podobno to jakaś znana świnka).
 

Przez ponad rok mieszkałam w pewnej stajni k. Zawiercia, gdzie zabrały mnie dwa miłe człowieki, one. Byłam bardzo mała, chuda i trochę chora, mieściłam się podobno do pudełka po butach, a mój ówczesny człowiek powiedział: „bierzcie, nie będzie z niej pożytku”...Nie wiem co to znaczy, ale one mnie wzięły. Było mi tu naprawdę fajnie – dużo innych, dziwnie wyglądających zwierzaków, podobno jakieś konie, koza i takie małe miauczące. W każdym razie bardzo fajnie mi się z nimi mieszkało, bo – jak już wcześniej podkreśliłam – lubię towarzystwo człowieków i innych stworzeń.
Nie wiem co się stało, ale nagle zostałam całkiem sama...Wszystkie zwierzęta, które tu ze mną mieszkały, nagle zniknęły! Nie, nie były chore, nie wiem. Przestały pojawiać się też te człowieki-one, prócz jednego, który codziennie mnie tu odwiedza i którego lubię, bo przynosi mi zawsze coś dobrego do jedzenia i drapie mnie za uchem. 



Ale ogólnie było mi smutno...Nie umiem mieszkać w samotności, nie jestem tego nauczona, zresztą chyba ogólnie to nic przyjemnego – siedzisz w małym, zamkniętym mieszkaniu cały czas, na kilka minut dziennie zaglądał tutaj ten mój ulubiony człowiek – chciałam z nią wyjść, pohasać po trawie, pobyć dłużej...Ale ona chyba miała dużo na głowie, była tylko na chwilę, trudno. A więc było mi tylko smutno i brakowało innych stworzeń...

*****

A tu nagle, jakiś czas temu, przyjechały aż cztery człowieki! Nie wiem co tak naprawdę chciały, ale w sumie, oprócz tego, że momentami najadłam się strachu, było całkiem zabawnie! Myślę, że one chciały się ze mną pobawić trochę, bo najpierw wypuściły mnie z boksu do stajni, potem na trawkę, wooooow! Dawały mi jabłka, marchewki i kapustę, a ja brykałam beztrosko! Drapały mnie po grzbiecie, a jednej nawet pozwoliłam po brzuchu – straaaasznie to lubię!


No, w każdym razie nie wiem o co do końca chodziło, zwłaszcza tym dwóm większym człowiekom, co miały takie włosy na pyszczku jak ja – chyba mnie chcieli złapać, to było straszne...! Duże, białe auto, jakaś drewniana skrzynia w środku...Nie wiem, bałam się, nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji i to nie było wcale fajne...Choć w sumie mogłam pobiegać dość długo i te człowieki się mną interesowały, chodziły za mną, wołały..”Pepa!” wołały, a mój człowiek „Świnka!”, więc w sumie muszę przyznać, że jestem dwojga imion.

No i potem mnie zamknęły w boksie i pojechały...Ale tak po cichu sobie myśłam, że jeszcze wrócą. Miałam nadzieję, że nie z tym samochodem, ale po prostu będą chcieli ze mną pobyć i pobawić się. 

*****

I co się stało? Faktycznie wrócili, znów za jakiś czas, tylko teraz jakoś tak dziwnie było: nie wypuścili mnie na trawę, nawet z boksu nie chcieli, dziwne te człowieki, ale znów był i mój i te dwa, co ostatnio i jeden jakiś nowy...W ogóle stałam dłuuugo w moim mieszkaniu, one podchodziły, a onych tylko słyszałam jak coś tam mówią międyz sobą, nie wiem co...W każdym razie potem w końcu, po długim czekaniu, wyszłam – jejku, jaka ja byłam głodna! Nie wiedzieć czemu mój człowiek nie dał mi wcześniej dość jedzenia, ja normalnie przecież jem więcej...

No szłam za jabłkami, co miałam zrobić, byłam głodna...A potem do większego mieszkania, tam trochę siana i jabłka dawali, no i znalazłam w sianie jakieś ziarna, bo mi nie chcieli jakoś więcej jeść dać...Długo tam byliśmy, w tym dużym mieszkaniu...Oni stali tylko i wołali mnie „Pepa!”, cmokali i ogólnie kusili jabłkami, one mnie drapały za uszami i coś tam pokazywały w kierunku dużego, żółtego czegoś – znów ta skrzynia tam, nie chciałam iść...No ale w końcu miałam jakoś tak mniej miejsca i nie mogłam uciec już, więc weszłam do środka – co miałam zrobić...

No i potem nie mogłam już stamtąd wyjść...Żółto wszędzie i ciasno, co prawda siano pod nogami miałam i schowane w nim jabłka, ale nie mogłam się obrócić, wyjść, nic...To było bardzo nieprzyjemne, straszne...Ale pomyślałam: „Co ja mogę teraz zrobić? Muszę być spokojna, bo w spokoju tkwi siła, nic mnie w sumie nie boli i nikt mi nic nie robi złego, tylko ciasno...” Słyszałam głosy mojego człowieka jeszcze i innych, drapanie po grzbiecie...Potem warkot dziwny, nie wiem co to. I nagle wszędzie zrobiło się żółto...I coś porwało tyo, w czym ja byłam...Zaczęło się ruszać, przestraszyłam się...Jeszcze głos mojego człowieka, głos drugiej onej, co mnie wcześniej głaskała, drapała i karmiła i już tylko warkot...Położyłam się, nic więcej nie mogłam zrobić...

Chyba spałam długo...Nagoe warkot ustał i znów usłyszałam głos człowieków i tej onej, co mnie karmiła, ucieszyłamm się, chciałam wstać, nie da się...Człowieki ucichły, próbowałam wstać, ale zrezygnowałam. Znów warkot i już tylko to, nie wiem jak długo...Zasnęłam...

Kołysało, kołysało i...nagle przestało. I znów głosy człowieków, jakichś nowych też, jakieś szczeki, co wcześniej słyszałam, nie wiedziałam co się dzieje! Przebudziłam się, ale byłam bardzo zaspana. I nagle oną człowiekową usłyszałam, zobaczyłam słońce, a ona zaczęła mnie wołać i drapać po brzuchu, uwielbiam to! Jakaś nowa ona też dołączyła, chciały bym wyszła...Ale mi się nie chciało zbytnio. Nagle poczułam ziemniaki – ziemniaczki!!! Musiałam się ruszyć przecież, choć nogi mi mocno zdrętwiały, nie umiałam stanąć normalnie by zejść normalnie z tego żółtego czegoś...Ale jakoś mi się udało, dostałam ziemniaka!



No i patrzę i oczom nie wierzę: słońce, trawa, człowieków kilka, kałuża jakaś przyjemna, trzy małe szczekacze po lewej, a tam, naprzeciwko, za płotem...czyżby moi bracia i siostry??? Byłam tak bardzo zaskoczona tym, gdzi jestem, że niebardzo zważałam na głosy człowieków i ich przytulanki, musiałam zobaczyć co to za miejsce! Powąchałam raz, dwa, podeszłam do tego i tamtego kąta – ile miejsca! Szczekacze nieznośne, powąchałam, a one dalej, człowieki jakoś tak miło do mnie, a nagle jeden z nich przyniósł mi takie coś małego do jedzenia - „żołędzie” mówili, nie wiem co to, ale smaczne!

Trawa, trawa, ziemia, kałuża i – uwaga! - Zosia i Zygmunt! No tak wołały na nich człowieki, takie duuuuże jak moja mama kiedyś była...I całe z błota, hej! Ale fajnie! Podeszłam do nich, obwąchaliśmy się, myślę, że się polubimy – choć nie jestem pewna do końca czy się cieszą, że tam jestem...Ale ja się bardzo cieszę! I – jak Wam mówiłam – jestem bardzo otwarta, więc powinny mnie polubić!

I znów człowieki, no i suchy chleb, mniam! Jakieś pstryki, ogólnie hałasu dużo, przestrzeni też, jejku, jak się zachłysnęłam tym wszystkim! No i jakoś tak powtarzały te człowieki do mnie: „Pepa, to Twój nowy dom!” - nie wiem o co do końca im chodziło, ale zostałam już tam, na tej trawce, z Zosią i Zygmuntem, z takimi zwierzakami meczącymi, co w stajni mieliśmy też, są takie śmieszne...! Człowieki, co je znałam, znikły...Ale te nowe są też fajne, mówią do mnie, dają jedzonko dobre, drapią za uchem...I czuję świeże powietrze w nosie...I chyba to, że to w końcu mój dom – i że nie jestem sama...

*****

Każdy, kto zechce wraz z nami współfinansować pobyt świnki w korabiewickim schronisku proszony jest o kontakt z nami!:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz