wtorek, 28 sierpnia 2012

Dasza, Masza i Sasza do odpowiedzialnej adopcji!

Dasza, Sasza i Masza - dwumiesięczne kociaki podwórkowe z przeznaczeniem do schroniska, zabrane wczoraj do lecznicowego hoteliku. Zostały odpchlone i odrobaczone, mają książeczki zdrowia, szczepienie albo u nas, albo przez przyszłego opiekuna.

Maluszki są przestraszone, w tym momencie do socjalizacji, gdyż nie miały wcześniej bliskiego kontaktu z człowiekiem - znają go z daleka i do karmienia. Śliczne szylkretki, Dasza i Masza, to oczywiście dziewczynki, mały Zorro, Sasza, to chłopczyk:) NIEZBĘDNYM WARUNKIEM ODDANIA KTÓREGOKOLWIEK Z KOTKÓW JEST JEGO PRZYSZŁA STERYLIZACJA/KASTRACJA I PODPISANIE Z NAMI UMOWY ADOPCYJNEJ! 

Pomóżcie znaleźć im odpowiedzialne i kochające domy!

Dasza, Sasza i Masza
 Dasza i Masza

"Niech żyje cyrk BEZ zwierząt” - z rozważań (roz)myśl(aj)ących aktywistów

Cyrki z udziałem zwierząt – dziwna sprawa...Z jednej strony dla większości prozwierzęcych aktywistów to istotna kwestia, z uwagi na wykorzystywanie do celów rozrywkowych zwierząt zarówno domowych, jak i dzikich, z drugiej strony, wobec losu „zwierząt hodowlanych” w przemyśle mięsnym i mlecznym, tj. i „zwierząt futerkowych” na fermach futrzarskich, życie „zwierząt cyrkowych” nie wydaje się być najgorsze...Niemniej jednak, ograniczona przestrzeń, inne warunki klimatyczne (w przyp. zwierząt egzotycznych), ciągła obecność człowieka, wiążąca się również z treningami, czy transport to okoliczności mające się nijak do prawdziwego, wolnego życia zwierzęcia. Oczywiście możemy przytaczać tutaj pojedyncze przypadki „zwierząt cyrkowych”, hodowanych przez człowieka i spędzających całe życie w świecie cyrkowym, niezdolne do życia w ich środowisku naturalnym, czyli nie tym, co zapewnia mu człowiek. Możemy też myśleć bardziej ogólnie, co czyni większość z nas: domem dla lwa nie jest stalowa klatka i wybieg, tylko równiny sawann. Tak samo ma się rzecz z pozostałymi zwierzętami egzotycznymi, które gatunkowo przynależą do innego miejsca i czasu.

 fot.Anna Chęć

Jaki jest jednak problem z cyrkami i z nami, aktywistami? Podejrzewam, że w każdym mieście, do którego cyrk przyjeżdża, a w którym jest grupa zwierzęcych działaczy, sytuacja wygląda podobnie: ogólna mobilizacja i szybkie działania, na które pozwala czas. Przybierają one różne formy, mniej i bardziej radykalne, lecz ogólnie antycyrkowe i służące uprzykrzeniu życia właścicielom cyrku. Pytanie tylko: jaki jest skutek takich działań? Udowodnienie cyrkowi, że jest beznadziejny, że z nami nie warto zadzierać, że potrafimy się zebrać czy też w końcu, że robimy coś fajnego, alternatywnego – może i taki? Jeśli któryś z tych argumentów jest prawdziwy, to mamy problem – bo w żadnym przypadku nie zmienia się los zwierząt cyrkowych, będących nadal przedmiotem ludzkiej rozrywki, nie zmniejsza ilość naszych sojuszników, wręcz przeciwnie – rośnie, do czego przyczyniają się również niektóre media, szufladkujące obrońców praw zwierząt jako „ekologów” - słowo to ma już nad wyraz perojatywne skojarzenia i wywołuje ostrą i często nieuzasadnioną agresję u jego odbiorców. 

fot. Anna Chęć 

Akcje przeciwko wykorzystywaniu zwierząt w cyrkach są organizowane na zasadzie antycyrkowej, wymierzonej przeciwko konkretnej firmie, osobom, w danym miejscu i czasie. Czy to jednak te osoby są winne temu, że wielowiekowa tradycja rozrywki z udziałem zwierząt trwa? A co z tłumami ludzi przychodzących codziennie do kas cyrkowych i pytających jakie zwierzęta będą i czy lew będzie skakał przez płonącą obręcz? Co z tysiącami dzieci uczeszcząjących do przedszkoli i szkół, którym placówki oświatowe z radością rozdają darmowe bilety do cyrków, powtarzając „zobaczycie tam zwierzątka, lwa, zebrę!”. Co z żądnymi doznań odbiorcami, którzy w cyrku szukają kontaktu ze zwierzętami, gdyż w realu nie mają z nimi (poza psami, kotami i mniejszymi „zwierzętami domowymi”) żadnego kontaktu? Czy którekolwiek z antycyrkowych działań dociera i przemawia do tych osób?

 fot. Anna Chęć

Po 20 latach bezskutecznych działań ANTYcyrkowych, wymierzonych w konkretne jednostki i instytucje, nadszedł czas na działania PROodbiorcowe – przedrostek może dużo zmienić. Pytaniem jest co zrobić, by dotrzeć do odbiorcy na tyle efektywnie, by zrezygnował on z wycieczki do cyrku z udziałem zwierząt i zastąpił ją czymś innym? Jak uzmysłowić rodzicowi, że rozrywka z udziałem zwierząt tylko potwierdza w jego dziecku naszą zdolność do uprzedmiotawiania zwierząt i że dziecięce, naturalne pragnienie kontaktu ze zwierzęciem może zostać zrealiuzowane w inny sposób? Albo zakwestionować naturalność i potrzebę dziecięcego kontaktu z dzikimi zwierzętami? Myślę, że są to o wiele ważniejsze pytania i na ich podstawie trzeba opracować długoterminonowe strategie, które zmienią odbiorców cyrków, a tym samy same cyrki; nie chodzi o to, by cyrk nie miał wjazdu do samego miasta. Tylko o to, by nie było zapotrzebowania na cyrki ze zwierzętami, a jedynie na te, pokazujące ludzkie zdolności. By zwierzęta przestały być hodowane do życia w klatkach i tym samym pozbawiane charakteru, jak w przyp. zwierząt dzikich. A tradycyjne cyrki, które są odpowiedzią na popyt, dostosowały się do nowych wymagań, opartych wyłącznie na świadomej, ludzkiej, wolnej woli.

 fot. Anna Chęć 

Media o akcji:




 

wtorek, 21 sierpnia 2012

Niech żyje cyrk BEZ zwierząt!

22 i 23 sierpnia w godz. 17.00-18.00 przed bramą wjazdową do Aeroklubu Bielsko-Bialskiego odbędą się 2 pikiety przeciwko wykorzystywaniu zwierząt w rozrywce, w odpowiedzi na występy Cyrku Korona.
  Cyrk Korona, który zawitał właśnie do naszego miasta, jest jednym z największych, polskich przedsiębiorców cyrkowych, oferujących w swoim programie takie "atrakcje" jak: występy białych lwów, wielbłądów, płazów, gadów, koni, kucy i innych egzotycznych zwierząt, których nazw nie zdradza. Pikieta, której jednym z el
ementów będzie również wolna od cierpienia zwierząt "Strefa dziecięca", jest wyrazem odwiecznego sprzeciwu wobec rozrywki kosztem zwierząt, spopularyzowanej przez cyrki.

Akcje są planowane jako pierwszy etap kampanii, rozpoczynanej przez nas i innych bielskich aktywistów, pod hasłem "Niech żyje cyrk BEZ zwierząt", dlatego NIE zamykamy wydarzenia po pikietowych datach. Kolejnym krokiem będzie wysłanie pism do odpowiednich bielskich jednostek, odpowiedzialnych za udział w promocji cyrkowej i stworzenie petycji dla Bielszczan i mieszkańców okolicznych miejscowości.

BĄDŹCIE Z NAMI! Same pikiety niewiele dadzą, ale z Waszą pomocą możemy później zdziałać więcej!:)

Media o akcji: beskidzka24.pl

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Pepa - świnka z klasą!


Pamiętacie sympatyczną świnkę Pepę, którą ogłaszaliśmy jakiś czas temu? Szukała domu i mieszkała w zawierciańskiej stajni...dzięki Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! jest już w nowym domku, w schronisku w Korabiewicach!



A oto historia Pepy:)

Cześć,
Znamy się tylko z FaceBooka, a ponieważ jestem bardzo towarzyszka, to się przedstawię: Cześć, mam na imię Pepa! Choć zajmującysię mną człowiek woła na mnie po prostu Świnka, to dzieci, z którymi się kiedyś bawiłam i chodziłam na spacery nazwali mnie Pepa (podobno to jakaś znana świnka).
 

Przez ponad rok mieszkałam w pewnej stajni k. Zawiercia, gdzie zabrały mnie dwa miłe człowieki, one. Byłam bardzo mała, chuda i trochę chora, mieściłam się podobno do pudełka po butach, a mój ówczesny człowiek powiedział: „bierzcie, nie będzie z niej pożytku”...Nie wiem co to znaczy, ale one mnie wzięły. Było mi tu naprawdę fajnie – dużo innych, dziwnie wyglądających zwierzaków, podobno jakieś konie, koza i takie małe miauczące. W każdym razie bardzo fajnie mi się z nimi mieszkało, bo – jak już wcześniej podkreśliłam – lubię towarzystwo człowieków i innych stworzeń.
Nie wiem co się stało, ale nagle zostałam całkiem sama...Wszystkie zwierzęta, które tu ze mną mieszkały, nagle zniknęły! Nie, nie były chore, nie wiem. Przestały pojawiać się też te człowieki-one, prócz jednego, który codziennie mnie tu odwiedza i którego lubię, bo przynosi mi zawsze coś dobrego do jedzenia i drapie mnie za uchem. 



Ale ogólnie było mi smutno...Nie umiem mieszkać w samotności, nie jestem tego nauczona, zresztą chyba ogólnie to nic przyjemnego – siedzisz w małym, zamkniętym mieszkaniu cały czas, na kilka minut dziennie zaglądał tutaj ten mój ulubiony człowiek – chciałam z nią wyjść, pohasać po trawie, pobyć dłużej...Ale ona chyba miała dużo na głowie, była tylko na chwilę, trudno. A więc było mi tylko smutno i brakowało innych stworzeń...

*****

A tu nagle, jakiś czas temu, przyjechały aż cztery człowieki! Nie wiem co tak naprawdę chciały, ale w sumie, oprócz tego, że momentami najadłam się strachu, było całkiem zabawnie! Myślę, że one chciały się ze mną pobawić trochę, bo najpierw wypuściły mnie z boksu do stajni, potem na trawkę, wooooow! Dawały mi jabłka, marchewki i kapustę, a ja brykałam beztrosko! Drapały mnie po grzbiecie, a jednej nawet pozwoliłam po brzuchu – straaaasznie to lubię!


No, w każdym razie nie wiem o co do końca chodziło, zwłaszcza tym dwóm większym człowiekom, co miały takie włosy na pyszczku jak ja – chyba mnie chcieli złapać, to było straszne...! Duże, białe auto, jakaś drewniana skrzynia w środku...Nie wiem, bałam się, nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji i to nie było wcale fajne...Choć w sumie mogłam pobiegać dość długo i te człowieki się mną interesowały, chodziły za mną, wołały..”Pepa!” wołały, a mój człowiek „Świnka!”, więc w sumie muszę przyznać, że jestem dwojga imion.

No i potem mnie zamknęły w boksie i pojechały...Ale tak po cichu sobie myśłam, że jeszcze wrócą. Miałam nadzieję, że nie z tym samochodem, ale po prostu będą chcieli ze mną pobyć i pobawić się. 

*****

I co się stało? Faktycznie wrócili, znów za jakiś czas, tylko teraz jakoś tak dziwnie było: nie wypuścili mnie na trawę, nawet z boksu nie chcieli, dziwne te człowieki, ale znów był i mój i te dwa, co ostatnio i jeden jakiś nowy...W ogóle stałam dłuuugo w moim mieszkaniu, one podchodziły, a onych tylko słyszałam jak coś tam mówią międyz sobą, nie wiem co...W każdym razie potem w końcu, po długim czekaniu, wyszłam – jejku, jaka ja byłam głodna! Nie wiedzieć czemu mój człowiek nie dał mi wcześniej dość jedzenia, ja normalnie przecież jem więcej...

No szłam za jabłkami, co miałam zrobić, byłam głodna...A potem do większego mieszkania, tam trochę siana i jabłka dawali, no i znalazłam w sianie jakieś ziarna, bo mi nie chcieli jakoś więcej jeść dać...Długo tam byliśmy, w tym dużym mieszkaniu...Oni stali tylko i wołali mnie „Pepa!”, cmokali i ogólnie kusili jabłkami, one mnie drapały za uszami i coś tam pokazywały w kierunku dużego, żółtego czegoś – znów ta skrzynia tam, nie chciałam iść...No ale w końcu miałam jakoś tak mniej miejsca i nie mogłam uciec już, więc weszłam do środka – co miałam zrobić...

No i potem nie mogłam już stamtąd wyjść...Żółto wszędzie i ciasno, co prawda siano pod nogami miałam i schowane w nim jabłka, ale nie mogłam się obrócić, wyjść, nic...To było bardzo nieprzyjemne, straszne...Ale pomyślałam: „Co ja mogę teraz zrobić? Muszę być spokojna, bo w spokoju tkwi siła, nic mnie w sumie nie boli i nikt mi nic nie robi złego, tylko ciasno...” Słyszałam głosy mojego człowieka jeszcze i innych, drapanie po grzbiecie...Potem warkot dziwny, nie wiem co to. I nagle wszędzie zrobiło się żółto...I coś porwało tyo, w czym ja byłam...Zaczęło się ruszać, przestraszyłam się...Jeszcze głos mojego człowieka, głos drugiej onej, co mnie wcześniej głaskała, drapała i karmiła i już tylko warkot...Położyłam się, nic więcej nie mogłam zrobić...

Chyba spałam długo...Nagoe warkot ustał i znów usłyszałam głos człowieków i tej onej, co mnie karmiła, ucieszyłamm się, chciałam wstać, nie da się...Człowieki ucichły, próbowałam wstać, ale zrezygnowałam. Znów warkot i już tylko to, nie wiem jak długo...Zasnęłam...

Kołysało, kołysało i...nagle przestało. I znów głosy człowieków, jakichś nowych też, jakieś szczeki, co wcześniej słyszałam, nie wiedziałam co się dzieje! Przebudziłam się, ale byłam bardzo zaspana. I nagle oną człowiekową usłyszałam, zobaczyłam słońce, a ona zaczęła mnie wołać i drapać po brzuchu, uwielbiam to! Jakaś nowa ona też dołączyła, chciały bym wyszła...Ale mi się nie chciało zbytnio. Nagle poczułam ziemniaki – ziemniaczki!!! Musiałam się ruszyć przecież, choć nogi mi mocno zdrętwiały, nie umiałam stanąć normalnie by zejść normalnie z tego żółtego czegoś...Ale jakoś mi się udało, dostałam ziemniaka!



No i patrzę i oczom nie wierzę: słońce, trawa, człowieków kilka, kałuża jakaś przyjemna, trzy małe szczekacze po lewej, a tam, naprzeciwko, za płotem...czyżby moi bracia i siostry??? Byłam tak bardzo zaskoczona tym, gdzi jestem, że niebardzo zważałam na głosy człowieków i ich przytulanki, musiałam zobaczyć co to za miejsce! Powąchałam raz, dwa, podeszłam do tego i tamtego kąta – ile miejsca! Szczekacze nieznośne, powąchałam, a one dalej, człowieki jakoś tak miło do mnie, a nagle jeden z nich przyniósł mi takie coś małego do jedzenia - „żołędzie” mówili, nie wiem co to, ale smaczne!

Trawa, trawa, ziemia, kałuża i – uwaga! - Zosia i Zygmunt! No tak wołały na nich człowieki, takie duuuuże jak moja mama kiedyś była...I całe z błota, hej! Ale fajnie! Podeszłam do nich, obwąchaliśmy się, myślę, że się polubimy – choć nie jestem pewna do końca czy się cieszą, że tam jestem...Ale ja się bardzo cieszę! I – jak Wam mówiłam – jestem bardzo otwarta, więc powinny mnie polubić!

I znów człowieki, no i suchy chleb, mniam! Jakieś pstryki, ogólnie hałasu dużo, przestrzeni też, jejku, jak się zachłysnęłam tym wszystkim! No i jakoś tak powtarzały te człowieki do mnie: „Pepa, to Twój nowy dom!” - nie wiem o co do końca im chodziło, ale zostałam już tam, na tej trawce, z Zosią i Zygmuntem, z takimi zwierzakami meczącymi, co w stajni mieliśmy też, są takie śmieszne...! Człowieki, co je znałam, znikły...Ale te nowe są też fajne, mówią do mnie, dają jedzonko dobre, drapią za uchem...I czuję świeże powietrze w nosie...I chyba to, że to w końcu mój dom – i że nie jestem sama...

*****

Każdy, kto zechce wraz z nami współfinansować pobyt świnki w korabiewickim schronisku proszony jest o kontakt z nami!:)

środa, 8 sierpnia 2012

STOP wiwisekcji - 6.08.2012

Ilustracje wiwisekcyjnego happeningu, który odtwarzaliśmy kilka razy by zainteresować przechodniów tematem i "zmusić" ich do podpisania petycji o całkowitym zakazie testowania produktów i składników na zwierzętach. Każdy zdaje sobie z pewnością sprawę z tego, że cel jest wygórowany i nie ma szans na natychmiastowe wprowadzenie zakazu wiwisekcji, jednak międzynarodowa inicjatywa, zapoczątkowana przez włoskich aktywistów, z pewnośćią będzie głośnym, bo ponad dwudziestotysięcznym sprzeciwem obywateli przeciwko bezsensownym i okrutnym metodom "zapewniania bezpieczeństwa" zdrowiu człowieka. Zebraliśmy 140 podpisów - tylko tyle i aż tyle (włączając naszych 15), bo ponad 100 zainteresowanych, podchodzących do nas osób to bardzo dużo jak na 2.5godzinną akcję.


Media o akcji:







czwartek, 2 sierpnia 2012

STOP Wiwisekcji! 7 sierpnia, 12.00, 11 Listopada przy pomniku Reksia w Bielsku-Białej

STOP wiwisekcji to inicjatywa, która została zorganizowana przez prywatnych obywateli UE i obecnie ma miejsce jej finał, który przypada na 10 sierpnia właśnie tego roku. Jest to historyczna szansa, aby nasz głos w sprawie zniesienia wszelkich testów na zwierzętach został wreszcie usłyszany! Do tej chwili nie wniesiono oficjalnej petycji do parlamentu UE domagającej się zniesienia wiwisekcji. Teraz zostanie taka petycja zaprezentowana w Parlamencie Europejskim.

7 sierpnia o godz. 12.00 w Bielsku-Białej na ul. 11 Listopada pod pomnikiem Reksia symbolicznym happeningiem rozpocznie się zbieranie podpisów pod petycją STOP Wiwisekcji! Potrwa do 16.00, zapraszamy wszystkich z BB i okolic!!!


KAŻDA POMOC W SZERZENIU TEJ AKCJI JEST NIEZWYKLE CENNA I BARDZO MILE WIDZIANA!

W celu podpisania petycji należy wydrukować formularz z tej strony
http://www.stopvivisezione.net/firma_ing.pdf
następnie wypełnić wymagane dane i przesłać formularz na wskazany adres:

Roberta Fornasari
MAIL BOX 301
VIA DALLAI 36/E
41012 CARPI (MO)
ITALIA


Prosimy o wypełnienie formularza CZYTELNIE, podając PEŁNY adres (ulica, numer domu, miasto), kraj, narodowość oraz własnoręczny podpis.

PAMIĘTAJMY TERMIN na przesłanie podpisów poparcia zniesienia wiwisekcji: 10 sierpnia 2012! - 10.08. 2012 petycje muszą być na miejscu!

NASZE WYDARZENIE NA FACEBOOKU:

ORYGINALNE WYDARZENIE NA FACEBOOKU:
http://www.facebook.com/events/477764018903186/

tekst: Iliana, inicjatorka polskich działań